Archiwum lipiec 2014


lip 26 2014 Przyjaciel - sprawdź znaczenie tego słowa...
Komentarze (0)

Mijały kolejne dni. Wyrzuciłam wszystkie zdjęcia, wspomnienia, uczucia jakie mogłby tylko wiązać się z jego osobą. Jednak wciąż nie mogłam wyrzucić go ze swojego życia, wciąż go nie oglądając. Mieliśmy ze sobą zamieszkać, nareszcie po prawie 6 latach związku. Mój brat udostępnił nam swoje mieszkanie, wszystko było już ustalone. Zmieniłam pracę. Wybrałam to samo centrum handlowe w którym pracował bym mogła codziennie zawozić nas razem do pracy, byśmy mogli razem wracać, czuć, że jesteśmy gdzieś tam blisko siebie - "to takie romantyczne" - wtedy tak myślałam. Dziś ta decyzja stałam się moim przekleństwem. Codziennie oglądanie go jednak umacniało mnie. Rosłam w siłę. Nie odpowiadałam na jego marne "Cześć". Nie patrzyłam w ogóle na niego. Dla mnie nie istniał. Wciąż krążył pod moją pracą. Przechodził się w tą i z powrotem wciąż zaglądając do sklepu.

Minął tydzień, dwa, miesiąc. Dostałam smsa od nieznajomego numeru, albo raczej niezapisanego, bo doskonale go znałam. Jakby nigdy nic się nie stało poprosił o spotkanie, zaprosił mnie na drinka, kolację. Zignorowałam go. Napisał następnego dnia i przez kolejne dni wciąż dostawałam wiadomości z prośbą spotknia. Moje długie milczenie przerwał jednak dość długi i bolesny sms"...Kocham Cię i zawsze będę Kochał. Życie z myślą, że mnie zdradziłaś było bolesne, ale jeszcze bardziej boli mnie życie bez Ciebie..." - te słowa najbardziej zapadły mi w pamięć.

Choć wiedziałam, że moja odpowiedź nic już nie zmieni. Zostałam osądzona już dawno temu za coś czego nigdy nie zrobiłam. Uwierył mojej "przyjaciółce" bez wahania w jej opowieść o mojej zdradzie. Nie przyszedł do mnie, nie spytał czy to prawda, nie dał szansy na obronę, on już mnie osądził, uwierzył w to z taką łatwością. Fakt ten tylko upewnił mnie w słuszności mojej decyzji. Czekał pod pracą. W autobusie nie odchodził ode mnie na krok wciąż prosząc o rozmowę. Wysiadłam, padał deszcz i wiedziałam, że świat płaczę gdzieś tam w środku razem ze mną. "Nigdy więcej, nie uronisz łzy, nigdy więcej Cię nie skrzywdzi!!!" - wciąż powtarzałam sobie w myślach i ruszyłam przed siebie. Dogonił mnie. Zagrodził drogę.

- porozmawiaj ze mną. Proszę.

- po co? To co Ci powiem i tak niczego nie zmieni. Nie chcę Cię w swoim życiu i nie obchodzi mnie to w jaki sposób o mnie myślisz. Ja mam czyste sumienie i reszta mnie nie obchodzi.

- Proszę, chcę to usłyszeć, że tego nie zrobiłaś. Dlaczego mnie wciąż okłamywałaś sama a wypominałaś wciąż moje kłamstwa...zostańmy przyjaciółmi.

- nigdy Cię nie okłamałam. Nigdy Cię nie zdradziłam. Nie chcę Twojej przyjaźni, bo nie potrzebuję takich przyjaciół w swoim życiu. Nie ufam Ci i nie wierzę w ani jedno Twoje słowo. Idź do niej. Wiem co robiliście zaraz po naszym rozstaniu. Wszyscy nasi znajomi wciąż mi to donoszą łapiąc się za głowę. Ale mnie to już nie obchodzi jestem ponad to.

- Między nią a mną do niczego nie doszło. Byliśmy na kilku imprezach i spotkaliśmy się kilka razy, to wszystko. Ja widzę jaka ona jest. Chcę Ciebie.

- hahaha mnie?! Zabawiła się Tobą i kopnęła w tyłek a teraz przychodzisz do mnie, bo zobaczyłeś jaka jest. Miałeś rację mówiąc mi wtedy, że powinnam znaleźć sobie innego faceta taki, który siedział by ze mną i nie szlajał się po klubach. Miałeś rację, chcę takiego faceta a nie Ciebie.

- to nie zostaniemy przyjaciółmi?! Proszę Cię...

-Nie

Poszłam. Zostawiając go ze łzami w oczach. Czułam się wspaniale. W jednej chwili straciłam dwoje przyjaciół, ktorzy bez żadnych skrupółów mnie oszukali, ale to nie miało już znaczenia. Liczyłam się tylko ja. Byłam szczęśliwa.

odmienion_a   
lip 25 2014 Koniec łez.
Komentarze (0)

Obudziłam się wczesnym rankiem, znów nie mogłam spać. Myślałam, że odnajdę spokój, ale nigdzie go nie było. "Wróciliśmy do siebie" - słowa ta wbudzały we mnie odrazę i przerażenie. "Czemu się nie cieszę?!". Już wiem. Ja nie mogę tak żyć. Nie mogę go kochać, nie tak.

Zadzwoniłam do niego, poinformowałam, że potrzebuję się spotkać już dziś. W słuchawce telefonu usłyszałam jego załamany głos. Płakał. Fala przerażenia przeleciała moje ciało od stóp do głowy raz po raz. "Zdradził mnie z nią. Zdradził." Wiedziałam, że jego spotkania z moją przyjaciółką na tzw. "fajkę" w końcu do czegoś doprowadzą. Ile mógł tak balansować na tej granicy. Kochał mnie, pragnął jej a ona pragnęła zemsty na mnie. Udowodnienia mi, że może mieć każdego, że jest lepsza. Nigdy nie była. Oddałam go jej świadomie. Oddałam go, bo gdzieś w głębi wiedziałam, że nasza miłość odeszła, tylko żadne z nas nie chciało jej na to pozwolić. "Jeśli coś kochasz, puść to wolno, jeśli wróci jest Twoje, jeśli nie - nigdy Twoje nie było".

 

Spotkaliśmy się. Płakał. Nie mógł przestać. Przytulałam go, choć wiedziałam, że nie powinnam. Znów taka słaba, znów pozwoliłam sobie na uczucia do niego. Otarł łzy. Nie chciał powiedzieć o co chodzi. Spojrzałam mu głęboko w oczy - "zanim coś powiesz, ja zrobię to pierwsza. Nie mogę z Tobą być na takich zasadach. To nie ja. Nie pozwolę Ci na spotkania z koleżankami sam na sam. Na spotkania z moją "przyjaciółką", na ciągłe wyjazdy beze mnie. Chce byś mnie potrzebował. Po co Ci w ogóle spotkania sam na sam z innymi dziewczynami? Dlaczego, nie możesz się spotkać w ekipie z nimi?! Dlaczego spotykasz się z nią. Dlaczego na moich urodzinach tańczyłeś tylko z nią?! Dlaczego akurat z nią, gdzie wiesz, że mnie to rani patrząc na naszą przeszłość?! Ja tak nie mogę. Musimy usiąść i wszystko jeszcze raz przedyskutować. To jest związek. Obydwoje powinniśmy być szczęsliwi a nie tylko Ty. Nie chcę być taką dziewczyną, nigdy nie byłam. Nie godzę się na to słyszysz?!" - wykrzyczałam to wszystko bez namysłu, zraniona, przez łzy.

 

Spojrzał na mnie całkowicie dla mnie nieznajomo "Nie możemy być razem. Nie mogę do Ciebie wrócić. Jeszcze nie teraz. Potrzebuję czasu dla siebie. Poczekasz na mnie?". Otarłam łzy. To co stało się w środku z moim ciałem nie da opisać się słowami. Jeśli można wyszarpać serce z ciała słowami to on to zrobił kilkadziesiąt razy pod rząd. Odnalazłam w sobie siłę.

-Mam na Ciebie czekać? - odpowiedziałam spokojnie.

- Tak

- Znaczy się co? Dajesz sobie tydzień, dwa, miesiąc, rok na szaleństwa?

- Nie wiem ile.

- Nie no określ się. Potrzebuję daty konkretnej, bo nie wiem od kiedy zacząc skreślać dni w kalendarzu w oczekiwaniu na Twoją osobę - moje spojrzenie było puste, słowa twarde, wypowiedziane bez kszty zawahania.

- To nie tak.

- Ja Ci powiem jak. Spierdalaj! Rozumiesz?! W tym momencie nie ma Cię już w moim życiu. Dla mnie nie istniejesz. Usuwam Twój numer, facebooka. Nie istniejesz już dla mnie. Nie ma Cię.

- Co Ty mówisz?! Zostańmy chociaż przyjaciółmi, zachowajmy się jak dorośli - odpowiedział z przerażeniem w oczach.

- Dorośli?! Wiek nie ma nic do tego. Jesteś niedojrzałym dupkiem, któremu tylko zabawa, kumple i laski w głowie. Proszę bardzo baw się. Od dziś nie ma już nas! Żegnam! - wystawiłam rękę ku nie mu na pożegnanie.

-Żartujesz?!! Przytul mnie chociaż - widziałam w jego oczach niedowierzenie. Był pewny, że na tym się nie skończy. Jednak ja wiedziałam, że żegnam go po raz ostatni. Odwróciłam się na pięcie. Szłam twardo przed siebie. Nie pozwalając sobie na obejrzenie się za nim ani na łzy. "Już nigdy przez niego nie zapłaczesz! Rozumiesz?!! Nigdy nie zapłaczesz przez żadnego faceta! Nigdy!" - powtarzałam to sobie. Wróciłam do domu. Nie płakałam.

odmienion_a   
lip 24 2014 Puste spojrzenie
Komentarze (0)

"Jesteś mądrą, piękną i fajną dziewczyną. Napewno sobie kogoś znajdziesz" - powiedział, patrząc na mnie z obojętnością. A ja poczułam jak moje serce rozpada się na tysiące małych kawałeczków. Stał przede mną chłopak, miłość mojego życia i świadomie zadawał mi bolesne ciosy - "nie mogę teraz do Ciebie wrócić. Potrzebuję czasu dla siebie. Jeśli do tego czasu kogoś sobie znajdziesz, to najwyżej będę żałował". Każdy wyraz przewiercał się przez moją głowę pozostawiając bolesny ślad. Tak bardzo go kochałam. Dostał ode mnie tysiące szans przez te wszystkie lata. Zaryzykowałam. Schowałam dumę i przyszłam tym razem to ja do niego prosić o szansę dla naszego związku i jej nie dostałam.

Ból minął, uderzyła mnie fala poczucia pustki. Czas zatrzymał się w miejscu a ja stałam i patrzyłam mu w oczy, w których nie dostrzegłam już niczego co kochałam. Jego spojrzenie było puste, oczy jakby wyblakłe. Odeszłam.

 

12 maja - moje 25 urodziny. Doskonale wiedziałam, że nie powinnam była tego robić, ale nie mogłam się powstrzymać. Wzięłam go na litość i poprosiłam o spotkanie z okazji moich urodzin. Od ponad 5 lat nie spędziłam ich bez niego i myśl, że mogłoby być inaczej stała się przerażająca. Zgodził sie bez wahania. Wiedziałam, że to jest ten jedyny moment bym mogła zrobić coś żeby go odzyskać, nie myślałam jednak, że stracę przy tym szacunek, złamię swoje zasady życiowe i odepchnę gdzieś daleką istotną cząstkę siebie.

On nie prosił, nie szedł na kompromisy, tylko żądał. Chciał możliwości spotykania się sam na sam z innymi kobietami (jak to dyplomatycznie nazywał "koleżankami"), imprezowania, wyjeżdżania z kumplami, ogólnie robienia czego tylko zapragnie i nie miałam prawa zgłosić ku temu żadnego sprzeciwu. Poszłam na wszystkie ustępstwa.

Gdy tak przystawałam na każdą wymyśloną przez niego zasadę, czułam jak coraz bardziej tracę przy tym samą siebie. Oddalałam się od siebie coraz bardziej, przerażała mnie myśl, że w końcu zniknę. Jednak myśl, że mogłabym go teraz stracić stała się jeszcze gorsza.

Wróciliśmy do siebie. Jednak żadne z nas nie spotkało się z radością jakiej oczekiwało. Mimo wszystko próbowaliśmy "nasz związek od dziś jest czystą kartką, przeszłość się już nie liczy" - powtarzaliśmy to razem jak mantrę.

Przyszłam do domu. Próbowałam doszukać w sobie, gdzieś tej radości, miłości, tych utęsknionych uczuć. Nie odnalazłam ich. Tego wieczoru zniknęła kobieta jaką wszyscy znali. Zmieniła ją miłość.

odmienion_a